Październik '22

po wt śr cz pt so nd
26
27
28
29
30
1
2
 
 
 
 
 
3
4
5
6
7
8
9
 
 
 
 
 
 
10
13
16
 
 
 
17
19
 
 
24
27
30
 
 
 
31
1
2
3
4
5
6
 
 
 
 
 
 
 
Zobacz cały kalendarz >
Archiwum koncertoweArchiwum informacji

PIĘKNO WIELKIEJ SYMFONIKI

Z Pawłem Przytockim, dyrektorem artystycznym Filharmonii Łódzkiej, rozmawia Piotr Matwiejczuk

 

Wszystko wskazuje na to, że pandemię w instytucjach kultury mamy za sobą – niezależnie od tego, jak wyglądać będzie sytuacja epidemiczna, lockdowny raczej nie wrócą. Możemy więc pokusić się o podsumowanie minionych, niezwykle trudnych dwóch lat. Jak pan ocenia ten czas? Czy wśród doświadczeń tego okresu znalazło coś wartościowego, co chciałby pan przenieść w przyszłość?

Na pewno nie był to dla mnie czas stracony. Lubię, gdy się coś dzieje, lubię pokonywać przeszkody, bo wówczas mobilizuję się do działania. A w czasie pandemii największym wyzwaniem okazały się nieustanne zmiany repertuaru, które spowodowane były kolejnymi zakażeniami koronawirusem wśród artystów. Okres ten wykorzystaliśmy dobrze pod względem transmisji online – dzięki nim mnóstwo ludzi, nie tylko w Polsce, dowiedziało się o istnieniu Filharmonii Łódzkiej. Wiele kontaktów z artystami, które wówczas nawiązałem, procentują dziś. Sytuacja pandemiczna wymusiła na nas wykonywanie utworów kameralnych, co również uważam za ważną zdobycz. Zagraliśmy na przykład połowę cyklu Koncertów brandenburskich i jeden z koncertów skrzypcowych Bacha. Nie przypominam sobie, by jakakolwiek orkiestra symfoniczna w Polsce w ostatnich latach pokusiła się o wykonanie tych dzieł. Skoro zrobiliśmy to z niezłym skutkiem, chciałbym tę serię dokończyć w przyszłości. Granie kameralne zmusza muzyków do innego rodzaju koncentracji. Również dzięki transmisjom online, które odbywały się niemal w każdym tygodniu, orkiestra i chór musiały nauczyć się innego rodzaju pracy – takiego, jaki znają tylko zespoły radiowe, grające koncerty transmitowane na antenie, z mikrofonami i kamerami ustawionymi na sali. 

 

Koncerty online, przynajmniej niektóre, cieszyły się ogromną popularnością – wielokrotnie uczestniczyło w nich więcej ludzi, niż mogłoby zmieścić się w sali koncertowej. Czy ta popularność przełożyła się na wzrost frekwencji po zniesieniu obostrzeń pandemicznych?

Czas powrotu do normalności nie był łatwy, bo część słuchaczy wciąż czuła się zagrożona i po prostu nie chciała przychodzić do Filharmonii. Nie było entuzjazmu, zresztą na całym świecie obserwować można znaczący spadek frekwencji. Dołożyła się do tego agresja rosyjska w Ukrainie, która sprawiła, że uczestniczenie w koncertach dla wielu osób zeszło na dalszy plan. Trudno się dziwić, że brakuje radości przeżywania muzyki w sytuacji, gdy tuż obok nas trwa brutalny konflikt zbrojny. Muzyka nie zawsze okazuje się w takiej sytuacji pocieszeniem.

 

Być może sama muzyka pocieszeniem bywa, ale jej wspólnotowe słuchanie okazuje się problemem…

I dlatego najbliższy sezon z pewnością nie będzie łatwy. Z jednej strony to, co dzieje się na świecie coraz bardziej nas przygniata, z drugiej jednak mam wrażenie, że najgorsze już za nami. Część publiczności oczekuje muzyki „lekkiej, łatwej i przyjemnej”. Spotkałem się nawet ostatnio z pytaniami od słuchaczy, czy pójdziemy właśnie taką drogą. Pytanie wydaje mi się absurdalne, bo przecież nie o to chodzi, by iść na łatwiznę tylko dlatego, że wychodzimy z zapaści. Filharmonię postrzegam zawsze przez pryzmat misji i kreacji. Jeśli teatry powróciły do klasyki i wystawiają na przykład komedie Fredry, to bardzo dobrze. Dla mnie oznacza to jednak tyle, że – jeśli chciałbym pójść tym samym tropem – wykonałbym np. wszystkie symfonie Mozarta i Haydna. A dla wszechstronnego rozwoju zespołów filharmonicznych to stanowczo za mało. [śmiech]

 

Ważnym elementem minionego sezonu był udział w nim Camille Thomas jako artystki rezydentki. Jak wspomina pan tę współpracę?

Z całą pewnością sezon z Camille był wyjątkowy, i nie jest to tylko mój punkt widzenia. Po ostatnim wspólnym koncercie wielu muzyków pytało mnie, kiedy Camille znów przyjedzie. I to jest najlepsza recenzja tego, co wydarzyło się w Filharmonii. Udało jej się wytworzyć potrzebę wspólnego kreowania muzyki. To niezwykle inspirująca artystka, która potrafi „zarażać” swoją pasją do muzyki. Co może być lepszego? Pod koniec minionego sezonu zaplanowałem wieczór z Koncertem podwójnym Brahmsa, którego jednak nie udało się zrealizować. Mam nadzieję, że uda się wykonać ten utwór w czerwcu 2023 roku z udziałem skrzypaczki Rosanne Philippens, która dała się poznać jako świetna artystka, gdy wspólnie wykonywaliśmy w Łodzi w grudniu 2020 roku Koncert potrójny Beethovena. Myślałem o kontynuacji rezydencji artystycznej z innym muzykiem, ale wybór rezydenta na cały sezon to jednak poważna decyzja i na pewno wrócę do tematu w sezonie 2023/2024. Daję sobie czas, by to przemyśleć. Na pewno jednak koncepcja artysty rezydenta, nie kompozytora, lecz instrumentalisty, jest bardzo dobrym pomysłem, który ponownie stał się popularny na świecie.

 

 

Proszę opowiedzieć o kuchni, w której gotuje pan kolejne sezony artystyczne, w której miesza pan wszystkie składniki potrzebne do tego, by sezon był atrakcyjny. Z pewnością jest to wypadkowa preferencji artystycznych pana i zespołów, oczekiwań publiczności oraz dostępności artystów gościnnych. Od czego zaczyna się układanie programu sezonu?

Rzeczywiście moja praca trochę przypomina gotowanie. [śmiech] Duża rolę odgrywa na pewno intuicja – wyczuwam, co w danym sezonie będzie istotne, na co należy położyć akcent. Staram się tak układać programy i prowadzić rozmowy z solistami i dyrygentami, żeby program był sensownie i logicznie skonstruowany. Zarówno w perspektywie całego sezonu jak i pojedynczego koncertu musi być w nim zawarta jakaś myśl wiążąca. Budowanie sezonu opiera się na poczuciu ciągłości historycznej. Sprawą drugorzędną wydaje mi się bieżący kalendarz. W tym roku ważny dla mnie jest fakt 140. rocznicy urodzin Karola Szymanowskiego, stąd „Harnasie” na koncercie inauguracyjnym. W przyszłym roku obchodzić będziemy okrągłe rocznice urodzin i śmierci Siergieja Rachmaninowa. Z drugiej strony staram się patrzeć na wszystko z łódzkiej perspektywy. Jest mnóstwo kontekstów, które są dla nas ważne: w Łodzi urodził się Aleksander Tansman, to również miasto Grażyny Bacewicz i Artura Rubinsteina. U patrona Filharmonii pobierał lekcję Marc Laforêt, który wystąpi na koncercie inaugurującym nowy sezon. To właśnie mam na myśli, gdy mówię o ciągłości instytucji. Elementem wiążącym jest również Międzynarodowy Mistrzowski Konkurs Pianistyczny im. Artura Rubinsteina w Tel Awiwie. W ubiegłym sezonie gościliśmy jego laureatów, w październiku zagra kolejny – Szymon Nehring. Niezależni od tego, jak panuje na świecie moda, powinniśmy jako Filharmonia Łódzka zachowywać swoją specyfikę i wyprowadzać każdy sezon z naszych źródeł.

 

Filharmonia Łódzka – jak każda taka instytucja o zasięgu regionalnym – ma dwa zadania. Z jednej strony powinna umożliwiać kontakt z powszechnym, światowym repertuarem i wykonawcami gościnnymi, z drugiej dbać o dziedzictwo lokalne czy narodowe.

Właśnie z taką myślą zaplanowałem premierowe wykonanie fragmentów Suity Romana Ryterbanda czy muzyki Aleksandra Tansmana. Sto dziesiątą rocznicę urodzin Witolda Lutosławskiego uczcimy w styczniu wykonaniem jego Koncertu wiolonczelowego. W partii solowej wystąpi Zuzanna Sosnowska, laureatka Międzynarodowego Konkursu Wiolonczelowego im. Witolda Lutosławskiego w Warszawie. Pojawi się twórczość Mieczysława Wajnberga, która przeżywa właśnie na świecie wielki renesans. Chciałbym, żeby filharmonie w naszym kraju pamiętały o wielkich polskich twórcach – Lutosławskim, Pendereckim, Góreckim. Jeśli nie gramy ich muzyki, oddajemy walkowerem to, co jest istotne dla naszej kultury. Sezon 2022/2023 będzie także powrotem – po przerwie pandemicznej – do wielkich form symfonicznych i oratoryjnych. Mam na myśli I Symfonię Gustava Mahlera, VIII i IV Symfonię Antona Brucknera, Requiem Antonína Dvořáka, Oratorium na Boże Narodzenie Johanna Sebastiana Bacha, „Carmina burana” Carla Orffa. Wykonanie tego ostatniego utworu poprowadzi Virginia Martínez. Kobiety za pulpitem dyrygenckim coraz częściej odnoszą spektakularne sukcesy, a wśród nich jest kilka wybitnych artystek, które warto zaprosić do Łodzi. Ten rok będzie zatem i ciągiem dalszym już zrealizowanych planów, i powrotem do tego, czego nie udało się zrealizować w ostatnich dwóch latach.

 

W programie sezonu znalazło się również miejsce na koncerty jazzowe, które dotąd nieczęsto gościły na łódzkiej estradzie. 

Niedawno, w ramach wakacyjnego relaksu, zacząłem zgłębiać twórczość Billa Evansa i muzykę fortepianową jego kręgu. Uważam, że dobrze byłoby wprowadzić do repertuaru FŁ tę muzykę. Zaczniemy w styczniu koncertem Adama Makowicza i Leszka Możdżera. W przyszłości chciałbym pokazać więcej światowej pianistyki jazzowej, która wydaje mi się niezwykle intrygująca. Skoro naszym patronem jest Artur Rubinstein, to dlaczego nie pójść dalej i nie sięgnąć po pianistykę jazzową?

 

Jakie jest pana zdanie na temat wykonywania muzyki rosyjskiej i zapraszania artystów rosyjskich w obliczu wojny w Ukrainie? W ostatnich miesiącach w Polsce zaprzestano grania jakichkolwiek utworów rosyjskich. Natomiast w programie nowego sezonu FŁ jest ich kilka. 

Na świecie muzyka rosyjska jest grana tak, jak dotąd. Jedyne kraje europejskie, które nałożyły ostre embargo na muzykę rosyjską, to Polska i Bułgaria. Rozumiem to, choć pamiętajmy, że niedawno pojawiło się rozporządzenie Dumy ukraińskiej zakazujące rozpowszechniania dzieł kultury rosyjskich, ale tylko tych, które powstały po 1991 roku. Wydaje mi się, że to mądre i perspektywiczne ze strony Ukraińców. Pamiętajmy, że wielu artystów rosyjskich urodziło się na terenie dzisiejszej Ukrainy, na przykład Sergiej Prokofiew. Odcięcie się od nich, byłoby sztuczne. Te dwie kultury przez długi czas żyły ze sobą w symbiozie. Pamiętajmy również i o tym, że tacy kompozytorzy jak Prokofiew, którego rodzina została zesłana na Sybir czy Szostakowicz, który cudem uniknął śmierci, przeszli tragiczną drogę w czasach radzieckich. Z kolei Rachmaninow i Strawiński uciekli z Rosji jeszcze przed rewolucją, więc nie mieli nic wspólnego z kultura radziecką. Tak samo jak Bach nie ponosi odpowiedzialności za Hitlera. Dlatego wpisanie nazwisk tych rosyjskich kompozytorów na indeks byłoby niesprawiedliwe. 

 

Wraz z najbliższym sezonem rozpocznie pan współpracę z nowym chórmistrzem, następcą Dawida Bera – Arturem Kozą. Mieli już panowie okazję się poznać…

Za nami bardzo interesujący rok konkursowy, podczas którego wybieraliśmy nowego chórmistrza. Do konkursu stanęły cztery osoby i każda z nich wniosła do zespołu coś wartościowego. Artur Koza dostał duży kredyt zaufania ze strony zespołu. Liczę na to, że jego młodzieńczy zapał będzie nowym impulsem do działania dla nas. W muzyce muszą zachodzić częste zmiany, trwanie ogranicza. Mówię to w momencie, gdy po pięciu latach pracy w FŁ otrzymałem propozycję jej kontynuowania. Zastanawiam się, jak zaplanować rozwój artystyczny zespołów, by następne lata nie były czasem straconym. Mój wielki poprzednik Henryk Czyż był szefem tylko przez trzy lata, bo uznał, że zrobił wszystko, co mógł, a dalsze trwanie na stanowisku nie wniesie nic nowego. Mam nadzieję, że uda mi się jakoś z tego wybrnąć, a nowy chórmistrz pomoże mi w tym, by w FŁ nie czuło się zapachu naftaliny. [śmiech]

 

W drukowanym „Notatniku melomana” publikujemy szczegółowy program połowy sezonu, choć jest on zaplanowany w całości. Jednak ze względów pozaartystycznych wolimy się zabezpieczyć – wszystko przecież może się zmienić, nie tylko z powodu pandemii, lecz także wojny, inflacji, spodziewanych trudności na rynku energetycznym. Jeśli jednak miałby pan zaprosić słuchaczy na cały sezon tak, jak wygląda on w tej chwili w planach, to jakby pan to zrobił? Czego łódzcy melomani powinni się spodziewać? Na co zwrócić szczególną uwagę? Co szczególnie bliskie jest pańskiemu sercu?

Muzyka jest dla mnie wciąż najwyższym objawieniem ducha ludzkiego, nieustannie zaskakuje mnie i porusza. Daje mi wciąż siłę i jest źródłem nowych pomysłów na kreowanie instytucji jaką jest filharmonia. Jeśli patrzymy z tej perspektywy, to wszystko inne staje się marnością. Nie chciałbym porównywać muzyki do religii, ale, zwłaszcza w naszych czasach, w moim przekonaniu muzyka w większym stopniu zyskała wymiar mistyczny. Słucham dużo muzyki, nie tylko symfonicznej. Nawet po Konkursie Chopinowskim nie mogę oderwać się od fascynującej głębią wyrazu muzyki Chopina. Dlatego postanowiłem na koncercie inauguracyjnym wykonać koncert Chopina. Obecny sezon będzie również okazją, by odnaleźć ponownie piękno wielkiej symfoniki. Mahler, Bruckner, „Tako rzecze Zaratustra” Richarda Straussa… Potęga brzmienia orkiestry symfonicznej daje moc duchową, przywraca siłę, wzmacnia naszą konstytucję. Odbudujmy swoją siłę przez wielką symfonikę.

 

 

Paweł Przytocki, fot. Ireneusz Skąpski i Mariusz Stępień


Archiwum koncertoweArchiwum informacji
FILTRUJ KONCERTY
Koncerty symfoniczne
Koncerty muzyki kameralnej
Metropolitan Opera live
Dla dzieci - DUA
Dla dzieci - Odkrywcy muzyki
Dla dzieci - Filharmonia z klasą
Dla dzieci - Baby Boom Bum
Imprezy impresaryjne
Kolory Polski
Koncerty szkolne
Nasłuchiwanie
Odznacz wszystkie

Październik '22

2022-10

01
QUEEN SYMFONICZNIE1 października 16:00
02
TANGO2 października 19:00
15
12 TENORÓW & DIVA15 października 17:00
18
23